czwartek, 14 maja 2015

CHMURY

Od rana nad miastem wiszą ponure chmury. To kolejny dzień majowego załamania pogody, niosący niewielkie opady przy wielkim zachmurzeniu. Odbija się to na atmosferze w mieszkaniu, jaka zastaje nas o poranku: jest ciemniej niż zwykle o godzinie naszej pobudki, pachnie wilgocią, która popycha z powrotem do łóżka, a zarazem dzień wzywa mimo wszystko do aktywności. Można tyle zdziałać! Lubię takie dni. Zatrzymują mnie w refleksji, sprzyjają ciszy w mojej głowie, uspokajają. Sporo tej zimy chodziłam po górach i myślę, że to fascynujące doświadczenie odbiło się bardzo pozytywnie na moim stosunku do tzw "brzydkiej pogody": otóż, nie uważam, żeby istniało coś takiego, jak brzydka pogoda. Zwyczajnie, może nam bardziej pasować słońce lub nie przeszkadzać, kiedy pada, ale każda aura niesie ze sobą jakieś pozytywy. Dni pochmurne doceniam za aurę wyciszenia, bo lubię je w sobie poczuć. Odżywają we mnie różne wspomnienia, pojawiają się nowe pomysły wypraw, które czekają swojego spełnienia. Dobrze też mieć pod ręką książkę i ciepły koc ... tak sięgam ideału.


Niebo nad Klimczokiem tuż po wschodzie słońca w marcu 2015 r. (autorstwa J).
 
Postanowiłam wybrać się z dziećmi do biblioteki. Od czasu powrotu do pracy rzadko zdarzają nam się przechadzki w to miłe miejsce. Mieliśmy po drodze tym bardziej, że dostałam już dwa wezwania (!) do zwrotu obecnych materiałów, więc około południa wyszliśmy na spacer. Idąc przez osiedle, które tak pięknie się zazieleniło, po raz kolejny w krótkim czasie pomyślałam, że maj powinien trwać wiecznie ... Nie przywiązywałam dotychczas większej wagi do tego miesiąca, chociaż mam  inne ulubione w ciągu roku. Ale jest tak pięknie, wszędzie, gdzie się nie obejrzę jest po prostu pięknie (w ogrodzie naszej placówki, na osiedlowym placu zabaw (zdążyły już nawet odżyć zeszłoroczne bazy), na Błoniach w Bielsku wszystko tętni barwami zieleni ...).
Naturalnie przeszliśmy tam i z powrotem w deszczu, ale chłopcy podeszli do tego pozytywnie i bez narzekania. Śmiem twierdzić, że powodem było oczekiwanie na moją zgodę, żeby zostali na stanowiskach z komputerami i dostali czas na grę w "Minecraft". I tak też się stało, w czasie, gdy ja buszowałam po regałach z książkami (odkryłam parę miesięcy temu dział z geografią, w którym wypożyczam pozycje o Beskidach) Bracia zgodnie zasiedli przy jednym z monitorów i odpadli w inny świat. Szukam zdrowego rozsądku w zafascynowaniu grami tego typu, w ogóle grami komputerowymi, no trochę brakuje mi ich oddania się innym pasjom i tego, że biblioteka nie kojarzy się już z książką ...
 
Dla każdego coś dobrego zatem: dzieci wróciły punktualnie według umowy, H (który przyszedł ze mną wcześniej) spał po zadowalającym spacerze ("Mami, wiesz, fajna była ta wycieczka" :)), na palniku kuchennym gotowały się aromatyczne brokuły na zupę przecierową. Oglądnęliśmy wspólnie wypożyczony zestaw książek - jest w nim i literatura dla przedszkolaków (np. "Poradnik skauta" Marcina Przewoźniaka) i dla młodzieży szkoły podstawowej (tu nadal króluje Tolkien, chociaż dzisiaj pojawiło się nowe nazwisko, autora sagi o Percy Jacksonie - Ricka Riordana), i przewodniki niezbędne dla rozwijania projektu "Mama na szlaku".

Zaopatrzenie na miarę Mamy na szlaku ;).

To normalny, pracowity dzień. Wieczorem jadę na nocną zmianę do pracy.
To jeden z bardziej pozytywnych dni w ostatnim czasie.
Dlatego zaczęłam pisać. Żeby docenić pozytywne małe chwile w zwyczajnej codzienności.